Japonia, Kraj Kwitnącej Wiśni. Tego ranka znów każdy obywatel z zapartym tchem czytał gazetę. W domu, przy śniadaniu, w drodze do pracy... Na ustach całej społeczności była tylko jedna jedyna osobistość, Kira. "Morderca czy zbawiciel?" głosiły nagłówki. Od przeszło pół miesiąca zabijał złodziei, porywaczy, gwałcicieli, zabójców i każdego innego człowieka, który przekroczył linię prawa. Miał już na swoim koncie tylu ludzi, że jego sprawą zaczął się zajmować najlepszy spośród detektywów, L...
***
- Watari, przynieś proszę nagranie z Ray`em Penber.- Rzekł młody chłopak o włosach niczym noc. Siedział, nie, on kucał na drogim ciemnym fotelu. Kciuk przykładał do ust intensywnie o czymś myśląc.- Ryuuzaki, czy nie myślisz, że tobie jak i panom przyda się trochę odpoczynku?- Spytał Watari a reszta mu przytaknęła patrząc wyczekująco na L. On, nic sobie z tego nie robiąc, dalej trwał w zamyśleniu.
- Nie śpisz i nie robisz sobie przerw. Potrzebujesz kogoś do pomocy. - Ciągną dalej starzec.
- Nie potrzebuję przerw i nikogo ani niczego do pomocy. - Uciął detektyw.
Watari zmarszczył czoło i wyszedł.
***
Czarnowłosy szedł przez park. Miało mu to rzekomo pomóc się skupić. Na dobrą sprawę wolał już chodzić po mieście niż sprzeczać się z Watarim. Po za tym musiał sobie wszystko przemyśleć. Wiedział, że już jest blisko zdemaskowania kiry, ale co chwila jakiś szczegół nie pasował do drugiego. Sam już wielokrotnie zastanawiał się nad przyjęciem kogoś do pomocy w tej sprawie. Niestety nie mógł znaleźć odpowiedniego człowieka. Z zadumy wyrwał go śpiew. W parku śpiewała na oko osiemnastoletnia dziewczyna. Słowa były po angielsku. Wsłuchiwał się dalej.
***
Co za ludzie na tym świecie żyją! W ogóle z kim ja pracuje?! "Zaśpiewaj 'OMG', gdzieś publicznie. Niech ludzie usłyszą twój głos na żywo!" Kompletny brak profesjonalizmu. A to wszystko dlatego, że nie chcę dawać koncertów. I teraz stoję w parku jak ta idiotka i drę ryja dla publiczności.Baby let me love u down,
there's so many ways to love ya
Baby I could breake you down,
there's so many ways to love ya
Got me like oh my gosh I'm so in love
...
Honey let me love you down
there's so many ways to love ya
Baby I could breake you down,
there's so many ways to love ya
Got me like oh my gosh I'm so in love
Found you finally and make me to want to say,
Wah, oh, oh, oh, oh, ou,
Wah, oh, oh, oh, oh, ou,
Wah, oh, oh, oh, oh, ou
Oh my gosh *
No nareszcie! Teraz ukłon, uśmiech i spierdalamy!
Oszołomionej oklaskami, wreszcie udało mi się wyrwać z tłumu. Podbiegłam do mojej torby, która spoczywała koło drzewka. Cud ,że nie została splądrowana przez tych oszołomów. Wyjęłam z niej okulary i bluzę z kapturem. Ukryłam się pod ciuchami i w spokoju jakby nigdy nic usiadłam na ławce. Najważniejsze to zachować pozory! Gdy pseudo-fani się ulotnili mogłam wreszcie odetchnąć z ulgą.
- Sądząc po euforii przechodniów przypuszczam,że nie jesteś amatorką. Mam rację?- Aż wzdrygnęłam się na ten głos. Kontem oka zobaczyłam iż za mną stoi około trzydziestopięcioletni mężczyzna. Miał bladą cerę, kontrastujące, kruczoczarne włosy oraz oczy z worami pod nimi. Cóż w mojej ocenie mogło go to nieźle postarzyć, wyglądał jakby wieki nie spał. Cholera! Jak ja mogłam go nie zauważyć?!
- A co cie to?- Odparłam nie odwracając się do niego.
- A mylę się? Jak się nazywasz?
- Nie myślisz, że kulturalniej byłoby się najpierw samemu przedstawić?- Wstałam i ruszyłam ścieżką do wyjścia z parku. Chciałam jak najszybciej dostać się do domu. Niestety on podążył za mną.
- Co sądzisz o Kirze?- Dosięgło mnie pytanie. Cóż za ambitny temat! Teraz już pewnie na zwykłej herbatce z babcią się o tym gada.
- Zależy jak na to patrzeć.- Przyspieszyłam kroku.
- A jak ty na to patrzysz?- Jaki on upierdliwy.
- Widzę go jako zwykłego mordercę, wmawiającym sobie samemu, że czyni dobro. Jest po prostu dzieckiem zagubionym w dorosłym świecie.
- A co myślisz o L?
- Może dosyć już tych pytań, co?
- Sama właśnie je zadałaś.
- Pfff...- Parsknęłam a jego usta lekko drgnęły. Zaczęłam się w niego wpatrywać. Po krótkiej przerwie odwrócił się i odszedł.
-To było dziwne.- Mruknęłam do siebie. Wyszłam z parku i wsiadłam do już czekającej limuzyny.
***
Ehh... Jaki męczący dzień. Weszłam do swojej sypialni i rzuciłam się na mięciutką pościel. Nagle coś na mnie skoczyło. Podniosłam głowę, czerwone kosmyki zwisały mi przed oczami.- Nami, złaź ze mnie.- Wymamrotałam z twarzą w poduszce.
- Siemka Meg. Czekałam na ciebie z Shawn`em dobre dwie godziny w 'Pink bara' a ty nie przyszłaś!- Wytknęła na mnie język i zmierzyła oskarżycielsko paluchem.
- Wybacz Nami. Wiem, że miałyśmy razem zjeść, ale szef mnie wezwał i dał robotę. Może jutro gdzieś wyjdziemy jeśli nie połamiesz mi kręgosłupa.- Jej twarz od razu rozjaśniała na tę wieść. Zeskoczyła ze mnie, pomachała i wybiegła z pokoju. Ja natomiast wstałam, pomasowałam plecy i podreptałam do łazienki. Po chwili wyszłam przebrana w moją piżamkę (czyt.biały crop top i dresowe szorty). Od razu przykryłam się dwoma kocami i kołdrą i zasnęłam.
***
Obudziłam się z krzykiem, głośno dysząc, w pozycji siedzącej. Rozejrzałam się po pokoju. Czysto. Dobrze, że mój pokój jest dźwiękoszczelny. Wyjęłam z szafki nocnej tabletki i połknęłam pięć sztuk. Położyłam się z powrotem. Nie mogłam zasnąć. Ubrałam się w dres i bluzę, wzięłam kostkę rubika i wyszłam na zewnątrz. Układałam całkiem rozkręconą kostkę w drodze do parku. Po pięciu minutach była cała ułożona a potem wyrzucona do pobliskiego kosza. Zaczęłam biec. Zdałam się na wysiłek psychiczny i fizyczny. Zawsze gdy miałam koszmar to robiłam. Więc co noc, biegłam kilka kółek wokół parku lub rozwiązywałam jakieś zadania umysłowe, a potem wracałam do domu i spałam. Tak było i dziś. Po skończonych ćwiczeniach, ponownie położyłam się i zasnęłam.
***
Gwałtownie otworzyłam oczy, a następnie z powrotem je zamknęłam, bo obraz jaki zobaczyłam, był daleki od tego który chciałam zobaczyć. Mianowicie...
***
* Cher Lloyd - OMGPierwszy za nami. Wiem, że to trochę nudne, ale mam nadzieję, że później będzie ciekawiej. W zakładce ''Bohaterowie'' nie wszystko jest napisane o postaciach. Jest wiele faktów o których dowiecie się później.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz